Dima, młody Ukrainiec dwa lata temu przyjechał do Polski aby rozpocząć tutaj pracę. Miał wtedy 19 lat. Zatrudnienie znalazł w zakładzie Wiel- Pol w Wielichowie. W kwietniu 2016 roku chłopak uległ wypadkowi. Maszyna służąca do produkcji opakowań, na której pracował Dima zmiażdżyła rękę. Niestety kiedy Ukrainiec trafił do szpitala okazało się, że konieczna jest amputacja.
Proces w tej sprawie rozpoczął się w ub. tygodniu we wtorek w grodziskim Sądzie Rejonowym. Robert S. był zdenerwowany, nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Nie poczuwa się do winy oraz do zaniedbań w zakładzie, które miały doprowadzić do wypadku. W sądzie opowiadał jedynie o zatrudnieniu młodego Ukraińca oraz o szczegółach dotyczących wdrożenia nowego pracownika w jego obowiązki. Na dalsze pytania oskarżony nie chciał odpowiadać.
Następnie przesłuchano Dimę, pokrzywdzonego w sprawie. Maszyna do produkcji papierowych opakowań zmiażdżyła jego rękę. Przez 15 minut na rękę działały temperatury sięgające 150 stopni Celsjusza. Dopiero po kwadransie jego sms-a z prośbą o pomoc odebrał inny Ukrainiec pracujący w tym samym zakładzie. Krzyków Dimy nikt nie słyszał, bo pracował w podziemiach zakładu. Zanim Ukrainiec trafił do szpitala, jak wcześniej opowiadał, szef najpierw kazał mu się przebrać. W szpitalu lekarze musieli amputować zmiażdżoną dłoń.
- Po zdarzeniu właściciel zakładu Robert S. oraz jego syn kazali mi mówić, że wypadek miał miejsce w domu podczas rozpalania pieca, a nie w miejscu pracy - zeznawał Dima.
W szpitalu Dima najpierw wmawiał lekarzom, że rękę „ugotował” sobie w piecyku. Dopiero po pewnym czasie opowiedział, że wypadek zdarzył się w zakładzie.
W sądzie prawnik reprezentujący oskarżonego przedsiębiorcę dopytywał Dimę o zdjęcia, które Ukrainiec miałby robić w dniu wypadku. Fotografie są jednym z dowodów w sprawie.
- Zdjęcia robiłem wcześniej, a nie w dniu wypadku. Chciałem pokazać rodzinie i znajomym, gdzie pracuję - stwierdził Dima.
Po kolejnych pytaniach obrońcy Roberta S., Dima wyraźnie zaznaczył, że w dniu wypadku nie robił niczego, by celowo uszkodzić sobie rękę. - Nie doprowadziłem do wypadku, by potem z odciętą ręką pójść do sądu - Dima odebrał pytania obrońcy jako sugestię, że celowo doprowadził do uszkodzenia swojego ciała.
Później zeznawała matka Dimy. Kobieta również relacjonowała przebieg wydarzeń od momentu, w którym dowiedziała się o wypadku syna.
Sąd w trakcie wtorkowej rozprawy planował także przesłuchanie jeszcze jednego świadka - Nazara z Ukrainy. On, wraz z Dimą, pracował w wielichowskim zakładzie i pomógł mu podczas wypadku. Jednak Nazar nie stawił się w sądzie. Sąd odroczył proces do 11 września. Wtedy odbędzie się dalszy ciąg przesłuchań.
Oprócz wątku karnego Roberta S., w sądzie w Warszawie toczy się również sprawa o odszkodowanie dla Dimy.
Sąd w Warszawie zajmuje się kwestią odszkodowania, o jakie ubiega się pokrzywdzony Ukrainiec. W tym przypadku właściciel firmy Wiel-Pol wraz ze swoim ubezpieczycielem został pozwany o 535 tysięcy złotych. Sąd przyznał Dimie 235 tysięcy złotych. Środki te były potrzebne na skomplikowaną i kosztowną rehabilitację oraz kupno specjalistycznej protezy ręki.
Finału dobiegła natomiast trzecia sprawa związana z wypadkiem. W tej kwestii Sąd Pracy ustalał, kto był pracodawcą Dimy, który w Wielichowie został zatrudniony nielegalnie. Sąd prawomocnie orzekł, że pracodawcom nie była firma Wiel-Pol ale agencja pracy Kajan.
To właśnie ta agencja sprowadziła młodego Ukraińca do Polski w lutym 2016 roku.
Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?