Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Oskrażony o zabójstwo grodziszczanki

Barbara Sadłowska
W ubiegłym tygodniu sąd przez trzy dni przesłuchiwał świadków i biegłych w procesie Andrzeja K., byłego policjanta oskarżonego o zabójstwo żony

Według prokuratury, tylko Andrzej K., skazany za znęcanie się nad rodziną, obawiający się niekorzystnego orzeczenia rozwodowego oraz podziału majątku, który uważał za swój, miał motyw, żeby zamordować żonę. Mężczyzna z zawodu cukiernik, były policjant nie przyznał się do winy. Proces ma charakter poszlakowy.
Prokuratura oskarżyła 51 -letniego mieszkańca Grodziska Wielkopolskiego, o zamordowanie żony ze szczególnym okrucieństwem. Około drugiej w nocy Andrzej K. wszedł do domu, oblał benzyną śpiącą kobietę i podpalił. Danuta K. zmarła dwa dni później w szpitalu w Siemianowicach.
- To jest niewyobrażalny ból - powiedział podczas pierwszej rozprawy lekarz, który w nocy z 18 na 19 marca ubiegłego roku pełnił dyżur w grodziskim szpitalu. - Pacjentka krzyczała, prosiła o pomoc. Ze względu na silny ból otrzymała domięśniowo lek narkotyczny, ale była przytomna i odpowiadała logicznie. Około 90 procent ciała to były oparzenia II i III stopnia, białkówki jej oczu się ścięły, nie była w stanie widzieć. Starałem się zmniejszyć jej cierpienie. Pacjentce, nieludzko wyjącej z bólu, trudno jest powtarzać pytania, co się stało...
W sądzie oskarżony nie przyznał się do winy i skorzystał z prawa do odmowy składania wyjaśnień. Milczał i podtrzymał wszystko, co powiedział podczas śledztwa: o piętrowych tortach, które piekł tej nocy w swoim domku na poznańskiej Ławicy i spacerze z ratlerkiem.
- O drugiej w nocy spałem u siebie w domu - zapewniał Andrzej K., tłumacząc, że nie słyszał kilkunastu telefonów rodziny z Grodziska, ponieważ wyciszył dzwonek aparatu.
Przez trzy dni, we wtorek, środę i czwartek ubiegłego tygodnia, na sali rozpraw Sądu Okręgowego przy Alejach Marcinkowskiego w Poznaniu zeznawali krewni Danuty i Andrzeja, ich znajomi, ratownicy medyczni, lekarze i pielęgniarki z grodziskiego szpitala.
82-letnia mama Danuty przyjechała z Wolsztyna. Nie chciała zeznawać w obecności byłego zięcia.
- Proszę go wyprowadzić. Nie chcę patrzeć na niego - po tym, co zrobił - powiedziała. - Nie przyznał się, ale przecież Duch Święty tego nie zrobił...
Sąd jednak nie spełnił jej prośby - zazwyczaj powodem przyjmowania zeznań pod nieobecność oskarżonego jest obawa świadka, na przykład ofiary pobicia albo molestowania - i zezwolił starszej pani, by mówiła na siedząco.
- Nie trzeba, jak służbowo, to służbowo - oświadczyła mama Danuty i wspierając się na kuli stanęła przy barierce dla świadków. Powiedziała, że od początku była przeciwna małżeństwu córki.
- Kłamał od samego początku. Gdybym wiedziała przed ich ślubem, że on ma kobietę z dzieckiem w Grodzisku, nigdy by do tego ślubu nie doszło. W ostatnich latach córka stale narzekała, że obawia się męża, bo nigdy nie wiedziała, co będzie, jak przyjedzie - mówiła mama Danuty. - Jestem starą kobietą, ale nigdy nie widziałam, żeby ktoś był tak nachalny w stosunku do swojej żony i innych kobiet jak on.
Oskarżony miał do byłej teściowej tylko jedno pytanie: skoro on tak nękał jej córkę, to dlaczego nie wyprowadziła się ona do swojej matki, do Wolsztyna?
- Szanowała rodzinę, dbała o dzieci i dom, to co się miała przeprowadzać? Ona nie była żadną latawicą - nie jak oskarżony, co latał jak kot z pęcherzem...
Zeznania innych świadków poniekąd potwierdziły opinię teściowej. Dwudziestoletnia obecnie uczennica szkoły policealnej spotkała Andrzeja K. tylko dwa razy, u koleżanki, która była z nim spokrewniona. Powiedziała, że ta - bez zgody - podała mu jej numer telefonu. Mężczyzna nękał dziewczynę telefonami i sms-ami, czekał na nią z kwiatami.
- Z uwagi na wiek pana Andrzeja nie byłam nim zainteresowana - zaznała.
Natomiast podczas czwartkowej rozprawy, na którą sąd wezwał także biegłych, najwięcej emocji wywołały wypowiedzi biegłej, dotyczące badania oskarżonego wariografem. Pani ekspert, szkolona w Kalifornii i dysponująca amerykańską, nowoczesną aparaturą, stwierdziła, że wyniki odpowiadają prawdzie w 97 procentach i ich skuteczność porównuje się już do badań DNA.
- Co nie wyklucza możliwości popełnienia błędu, którego przyczyną może być modyfikacja wyników przez badanego albo jego choroba psychiczna - powiedział adwokat Bartosz Konopa, jeden z obrońców Andrzeja K. (zeznający w czwartek autorzy opinii sądowo-psychiatrycznej potwierdzili, że oskarżony jest poczytalny).
W ocenie biegłej badanie wariografem wykazało, że Andrzej K. opowiadając na pytania dotyczące tragicznej nocy mijał się z prawdą.
- W mojej ocenie ten dowód umacnia linię oskarżenia - uważa grodziski prokurator, Dariusz Bizań.
- Moim zdaniem to badanie przeprowadzono zbyt późno - twierdzi mecenas Konopa, dodając, że tak tak zwane „ślady pamięciowe” występujące w odpowiedziach na istotne dla sprawy pytania, nie muszą wtedy świadczyć o osobistym udziale oskarżonego, ponieważ jego wiedza na ten temat może pochodzić z późniejszych relacji czy materiałów z postępowania.
Kolejna rozprawa w procesie Andrzeja K. została wyznaczona na 22 marca.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na grodzisk.naszemiasto.pl Nasze Miasto