Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Początek końca Leo Beenhakkera

Jacek Sroka
Ogromny zawód sprawiła swoim kibicom reprezentacja Polski, remisując na Stadionie Śląskim z Irlandią Północną. Jeszcze gorsza niż wynik była w Chorzowie gra biało-czerwonych, choć przecież rywal był zespołem bardzo przeciętnym. Po tym meczu mundial w RPA bardzo się od nas oddalił. Co prawda teoretycznie mamy jeszcze szanse na awans do finałów MŚ, ale nie tylko musielibyśmy wygrać pozostałe trzy spotkania, lecz także liczyć na potknięcia rywali. Czas pracy Leo Beenhakkera z naszą kadrą dobiega powoli końca...

Pierwsza połowa meczu na wypełnionym kompletem widzów chorzowskim gigancie była w wykonaniu naszych Orłów wręcz tragiczna. Piłkarze deklarowali, że w tym spotkaniu będą walczyć dla kontuzjowanego Marcina Wasilewskiego, ale z reguły na boisku człapali. Irlandczycy odrobili natomiast lekcję domową i doskonale rozszyfrowali sposób gry Polaków. Goście grali uważnie w obronie, starając się odcinać od podań naszych skrzydłowych. Efekt był taki, że ani Ludovic Obraniak, ani Jakub Błaszczykowski nie potrafili nic zrobić.

Żal było patrzeć zwłaszcza na Kubę, który przed niespełna rokiem na tym samym stadionie ośmieszał na prawej stronie boiska Czechów. Trener Nigel Worthington wystawił przeciwko niemu Jonathana Evansa. Zawodnik Manchesteru United w klubie gra na stoperze, ale w Chorzowie bez problemu wcielił się w rolę lewego obrońcy i z łatwością powstrzymywał ataki gasnącego w oczach Błaszczykowskiego.

Irlandzcy obrońcy i pomocnicy grali bardzo blisko siebie i doskonale się asekurowali. Kiedy trzeba było, to używali łokci, rozdając naszym w tłoku niewidoczne dla sędziego kuksańce. Boleśnie przekonali się o tym Paweł Brożek i Jacek Krzynówek. Ten ostatni miał w dodatku problemy z utrzymaniem się na nogach, raz po raz ślizgając się na zroszonej deszczem nowej murawie Śląskiego.
Kibice zdzierali gardła, dopingując biało-czerwonych, ale ci wolno rozgrywali atak pozycyjny. Odpowiedzialni za kreowanie akcji w środku pola Roger, Maciej Murawski i Mariusz Lewandowski momentami grali chyba w rugby, a nie futbol, robiąc wszystko, aby nie podawać piłki do przodu, lecz rozgrywać ją wzdłuż boiska. Efekt był taki, że sytuacji strzeleckich mieliśmy jak na lekarstwo, a kiedy już Brożek czy Murawski składali się w polu karnym do uderzenia, to zawsze goście zdążyli je zablokować. Przed przerwą przeprowadziliśmy praktycznie tylko jedną składną akcję. W 31. min szybkie podania wymienili Roger z Brożkiem, lecz strzał napastnika Wisły Kraków w ostatniej chwili zablokował Gareth McAuley.

Znacznie groźniejsze były kontry wyspiarzy. Celował w nich zwłaszcza Kyle Lafferty. 22-letni napastnik już w 18 min. uciekł Marcinowi Żewłakowowi, ale jego uderzenie przeszło obok słupka. Niestety, kolejna akcja Irlandczyka zakończyła się bramką. Tym razem zawodnik Glasgow Rangers wykorzystał to, że Jacek Krzynówek po raz kolejny zapędził się do przodu i po krzyżowym podaniu Davida Healy’ego znalazł się sam na sam z Arturem Borucem. Kapitan Żewłakow nie zdążył z asekuracją, a Lafferty spokojnie posłał piłkę do siatki między nogami bramkarza Celticu, sprawiając ogromną radość nie tylko kibicom Irlandii Północnej, ale także fanom Rangersów.

– W pierwszej połowie nie byliśmy drużyną. Byliśmy składanką zawodników, która nie potrafiła odnaleźć swojego rytmu i narzucić Irlandczykom swojego stylu gry – powiedział Michał Żewłakow, choć znacznie większy udział przy utracie tej bramki miał Krzy-nówek, wyraźnie czujący się lepiej w ataku niż w defensywie i niewypełniający w sobotę zadań lewego obrońcy.
Irlandia Północna z ostatnich 32 wyjazdowych spotkań w eliminacjach MŚ i ME wygrała tylko trzy, pokonując takie „potęgi” jak Malta, San Marino i Liechtenstein, więc nic dziwnego, że trafienie Lafferty’ego wprawiło gości w prawdziwą euforię. Zadowoleni z prowadzenia wyspiarze od tego momentu skupili się wyłącznie na obronie, czemu trudno się dziwić. Zdziwienie, i to duże, wywołały za to słowa Leo Beenhakkera.

– Muszę przyznać, że nie widziałem w moim życiu, by brytyjski zespół grał tak defensywnie. Nie chcę im nic ujmować, ale nie spodziewaliśmy się, że będą aż tak cofnięci – stwierdził selekcjoner Polaków.

Po stracie gola biało-czerwoni nie mieli już nic do stracenia i zaczęli grać trochę lepiej. Tuż przed przerwą dwie szanse na wyrównanie miał Ludovic Obraniak. Francuz z polskim paszportem najpierw po akcji Jacka Krzynówka znalazł w tłoku panującym w polu karnym odrobinę miejsca i strzelił lobem w stronę bramki, ale piłkę głową sprzed linii wybił Evans. Chwilę później pomocnik OSC Lille przymierzył lewą nogą z rzutu wolnego w słupek bramki Maika Taylora. Grający po raz drugi w naszej drużynie narodowej 25-letni pomocnik był w pierwszej połowie najgroźniejszym polskim piłkarzem, więc tym większe zdumienie wywołała jego zmiana w przerwie.

– Nie wiem, skąd taka decyzja selekcjonera. Z moim zdrowiem jest wszystko w porządku – stwierdził Obraniak pytany po meczu o tę roszadę.
Beenhakker wyraźnie się pogubił, bo znacznie bardziej niż Obraniak do zmiany nadawał się Błaszczykowski, a Euzebiusz Smolarek równie dobrze mógł grać na lewym, jak i prawym skrzydle. Ebi w Chorzowie strzelił już w kadrze pięć goli, ale teraz widać było u niego wyraźny brak ogrania związany z klubowymi perypetiami i dlatego, mimo wyraźnych chęci, nie pokazał w tym meczu nic specjalnego.

Cofnięci Irlandczycy momentami bronili się dziesiątką zawodników i zostawiali nam na boisku coraz więcej miejsca. Niestety, z przewagi Polaków długo nic nie wynikało, bo uderzenia Żewłakowa czy Muraw-skiego nie były w stanie wystraszyć Taylora, a z wrzutkami w pole karne radzili sobie rośli obrońcy wyspiarzy. Niewiele natomiast brakowało, aby goście nas skontrowali. Na szczęście Martin Paterson, który w drugiej połowie zastąpił kontuzjowanego Lafferty’ego, okazał się znacznie gorszym napastnikiem niż strzelec gola. Zawodnik Burnley, beniaminka angielskiej Premier League, zaraz po wejściu na boisko miał dwie wyśmienite okazje, aby przesądzić losy meczu. Najpierw jednak zbytnio się pospieszył ze strzałem, nie dostrzegając nadbiegających kolegów, a chwilę później znalazł się sam na sam z Borucem, lecz po jego uderzeniu piłka minęła zarówno ręce naszego bramkarza, jak i słupek polskiej bramki.

W ostatnim kwadransie biało-czerwoni postawili już wszystko na jedną kartę i wre-szcie natarli na bramkę rywali z większą determinacją. Do wyrównania Polacy doprowadzili jednak dopiero w 80. min. Akcję lewą stroną przeprowadził Brożek, a w zamieszaniu podbramkowym piłkę do siatki wespół z dwoma irlandzkimi obrońcami wepchnął Mariusz Lewandowski. Jako ostatni futbolówkę dotknął kapitan gości Aaron Hughes i właśnie na konto obrońcy Fulham zapisano to samobójcze trafienie.

Ostatnie minuty meczu toczyły się przy przygniatającej przewadze Polaków. Z dystansu potężnie uderzał Roger, szczęścia po ładnym zwodzie próbował Krzynówek, a strzał rozpaczy Mariusza Lewandowskiego w doliczonym czasie gry obronił Taylor. – Miałem nadzieję, że po wyrównującym golu znowu ujawni się magia Stadionu Śląskiego i wepchniemy drugą bramkę, ale tak się nie stało. Remis to wszystko, na co w tym meczu stać było naszą reprezentację – podsumował mecz obecny w Chorzowie bramkarz Realu Madryt Jerzy Dudek.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Początek końca Leo Beenhakkera - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na grodzisk.naszemiasto.pl Nasze Miasto