Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Trzeba zatrzymać armaty z Bułgarii, a później finał!

Robert Małolepszy
2 grudnia 2006. Tokio. Półfinał mistrzostw świata. W starciu Polski z Bułgarią górą biało-czerwoni. Po latach posuchy nasza drużyna wreszcie w finale wielkiej siatkarskiej drużyny.

Czy ten mecz śnił się w nocy z piątku na sobotę Pawłowi Zagumnemu, Danielowi Plińskiemu, Piotrowi Gackowi czy wreszcie Piotrowi Gruszce, którzy byli wtedy w Japonii? Mamy taką nadzieję. Wówczas pokonaliśmy Bułgarów 3:1.

W sobotę w Izmirze o 16.30 czasu polskiego (transmisja w Polsacie) znów zagramy w półfinale wielkiej imprezy. Bułgarzy w fazie grupowej mistrzostw Europy przegrali tylko jeden mecz – z Rosją 0:3. Polacy przystąpią do tego starcia niepokonani.

– I muszą to mieć w głowie. Bo w tym meczu najważniejsza może okazać się psychika – mówi były trener kadry Ryszard Bosek, który jako siatkarz zdobywał złoto mistrzostw świata i olimpiady, był też trzy razy wicemistrzem Europy.

– W meczu z Rosją okazało się, że doskonale dotąd grający Bułgarzy jednak się gubią, gdy się na nich naskoczy. I my musimy też to zrobić – przekonuje inny były trener kadry Ireneusz Mazur.

– Wiem, jak pokonać Bułgarów. To oczywiście świetna drużyna, ale ma słabe punkty – dodaje obecny selekcjoner Polaków Daniel Castellani.
Dla niego, tak jak dla Bartka Kurka, Marcina Możdżonka czy Kuby Jarosza, to będzie swego rodzaju debiut. Jako zawodnik Castellani grał w wielkich imprezach, ale jako trener jeszcze nie prowadził drużyny w tak ważnym meczu, bo jednak siatkarska Liga Mistrzów, gdzie ze Skrą Bełchatów zajmował trzecie miejsce, to nie to samo.

– Bułgarów nie trzeba przedstawiać. Piekielnie mocna zagrywka plus Matej Kazijski i Władimir Nikołow na skrzydłach. Ostatnio poprawili też grę blokiem – wylicza Castellani.

– Widać po Bułgarach, że szybko przyswajają styl gry, który wpaja im ich nowy trener Silvano Prandi, który jest jedną z legend włoskiej siatkówki – mówi Bosek, który grał kiedyś w Italii.

– Rzeczywiście poprawili grę blokiem. No i Prandi nauczył ich, że na boisku nie można się kłócić – mówi nasz atakujący Piotr Gruszka.
Prandi to stary, a nawet bardzo stary lis. W Serie A, uważanej wciąż za najlepszą ligę świata, pracuje nieprzerwanie od 1976 r. Zagumny czy Gruszka kończyli po dwa lata, gdy w 1979 r. zdobywał swoje pierwsze mistrzostwo.

– W ekipie Bułgarii pięciu z sześciu zawodników serwuje straszliwie mocno. Cała trójka atakujących jest piekielnie groźna, ale my też mamy swoje atuty – uważa Mazur. – Jeśli Bartek Kurek utrzyma poziom, wcale nie będziemy gorsi na skrzydłach. Środkowych mamy porównywalnych, a nasz rozgrywający jest lepszy od bułgarskiego – wylicza szkoleniowiec. – No i jeszcze jedno. Może nie mamy tak mocnego serwisu jak Bułgarzy, ale za to mamy świetny flot, czyli zagrywkę szybującą, bez rotacji. Takiej boją się Bułgarzy.

Więcej w dzisiejszym wydaniu Polska Głos Wielkopolski, lub [

www.prasa24.pl

](http://www.prasa24.pl)

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Trzeba zatrzymać armaty z Bułgarii, a później finał! - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na grodzisk.naszemiasto.pl Nasze Miasto