Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mateusz Wieczorek o "Pistacji": Ta książka to mój mały hołd dla naszego miasteczka

Anna Borowiak
Anna Borowiak
Akcja osadzona w Grodzisku Wielkopolskimi i zaskakująca fabuła podszyta ogromną dawką humoru, który jest znakiem rozpoznawczym autora. Na rynku wydawniczym właśnie pojawiła się „Pistacja” - komedia Mateusza Wieczorka, który wierzy, że grodziszczanie mają w sobie wystarczająco dużo dystansu, żeby zmierzyć się z tym tytułem. Przed lekturą tej książki zapnijcie pasy, bo to opowieść tak wciągająca, że można pochłonąć ją w jeden wieczór!

Od Twojej ostatniej książki minęły cztery lata. Dużo się wydarzyło przez ten czas. Dlaczego po przerwie wracasz akurat „Pistacją”?

Pandemia mocno pokrzyżowała plany wydawnicze. Trudno było w tym czasie promować książki, więc cierpliwie czekałem na lepszy moment. Ale nie siedziałem bezczynnie. W szufladzie czekają cztery gotowe książki. Na rynek miała trafić jako pierwsza zupełnie inna pozycja, ale to jeszcze nie jej czas. Wspólnie z wydawcą podjęliśmy decyzję, że z czytelnikiem trzeba na nowo przywitać się czymś mocnym, czymś, co po prostu wyrwie go z fotela. I padło na komedię pomyłek, komedię absurdów, której akcja dzieje się w Grodzisku.

To książka zupełnie inna niż Twoje poprzednie. Akcja toczy się w Grodzisku, sam zapowiadasz, że sporo tam odniesień do tego miasta i ludzi. Nie boisz się, jak te prztyczki w nos zostaną odebrane? Może jednak mamy mniej dystansu niż Ci się wydaje?

Grodzisk to mała i specyficzna miejscowość, która ma też swoje specyficzne poczucie humoru. Lubimy sarkazm i ironię. Starałem się w te ramy wpasować. Owszem, z pewnością znajdą się ludzie, którzy pokręcą nosem, powiedzą „to nie tak”. Przekonamy się, czy grodziszczanie potrafią się z siebie śmiać i czy mają taki dystans do siebie, jakiego się spodziewam. W książce są małe uszczypliwości, ale komedia rządzi się swoimi prawami. Jestem bardzo ciekawy, jak grodziszczanie to odbiorą. Korzystałem z prawdziwych miejsc i historii, które przebudowałem, niekiedy podkolorowałem lub wręcz przeciwnie – złagodziłem, sprowadziłem do innych, fikcyjnych bohaterów, ale wprawni czytelnicy z pewnością dostrzegą określone odniesienia. Ta książka to też mój mały hołd dla naszego miasteczka. Jest w nim coś szczególnego, co sprzyja komedii. Bo Grodzisk to jeszcze nie jest duże miasto, ale już nie wieś i jesteśmy zawieszeni pomiędzy tymi dwoma jak taka wioska Galów u Asterixa i Obelixa. Niby nie chcemy być dużym miastem, ale nie chcemy być postrzegani jako wieś. I tu zaczyna się cała heca. Odwieczne przeciąganie liny. Część anegdot została wycięta przez wydawcę, który uświadomił mi, że tylko my je zrozumiemy, bo znamy specyfikę tego miasta.

W „Pistacji” poznajemy losy typowej, trzypokoleniowej rodziny. Na kolejnych stronach zabierasz nas w podróż po znanych zakątkach miasta, można rozpoznać poszczególne budynki, w których dzieje się akcja.

To nie jest historia jednotorowa. Pierwsza część historii dzieje się w roku 2019 i w pełni należy do trzypokoleniowej rodziny Macherskich, która błędnie wydaje się być przeciętna. Dziadek Ludwik, miejscowy guru jest znany z tego, że jest znany. A najbardziej ze swych „iście grodziskich” zdolności jazdy rowerem w ruchu ulicznym. Jest też babcia Ula, która leczy ziołami. Niby wszyscy do lekarza chodzą, ale maść od babci Uli przecież nie zaszkodzi. Rodzice to Michał i Justyna. On jest właścicielem firmy budowlanej, chwilowo pozbawionej sprzętu. Ona jest właścicielką sklepu spożywczego przy ulicy Garbary. Ich syn Szymek lat 14, jest w trudnym czasie edukacji zdalnej. Brak bezpośredniego kontaktu z rówieśnikami powoduje, że chłopak traci wyczucie tego, co wolno mówić, a czego już raczej w Grodzisku nie wypada. Przez to wpada w tarapaty, po części przez dziadka, dlatego to właśnie senior wymyśla mu karę. Ludwik, przekonany, że jego żona Urszula jest czarownicą, zleca Szymkowi napisanie książki - właśnie o wiedźmach. I tak akcja zaczyna się przeplatać. Takiej czarownicy jak Pistacja chyba jeszcze w literaturze nie było.

Jak wpadłeś na to, żeby połączyć te dwie historie?

Od dłuższego czasu chciałem napisać książkę o Grodzisku, ale miałem materiału na zaledwie połowę. W międzyczasie zacząłem czytać opracowanie historyczne o czarownicach. O zwyczajach i zabobonach z nimi związanymi. Niektóre były tak absurdalne, że zacząłem rozmawiać o tym ze znajomymi w pracy. My bardzo biegle posługujemy się czarnym humorem, więc wiele wątków tak nas rozbawiło, że stwierdziłem, że to naprawdę dobry materiał na książkę. Usiadłem na spokojnie w domu i pomyślałem „a dlaczego nie połączyć tych historii?” I wtedy wszystko samo złożyło się w jedną powieść. Pisząc ją, świetnie się bawiłem. Śmiałem się w trakcie pisania, śmiałem się też w trakcie redakcji i korekty. Dlaczego? Nic nie bawi tak, jak prawdziwa historia. Nad komedią możesz siedzieć i starać się ją wymyślić, ale taka całkowita fikcja nigdy nie będzie tak zabawna jak coś, co udało ci się przeżyć, zobaczyć czy usłyszeć. Prawdziwe historie zawsze bawią najbardziej, dlatego właśnie z nich korzystałem. Ciekawe jest też to, że gdy pisałem już tę część o samej czarownicy Pistacji, nasi regionaliści opublikowali artykuł, z którego dowiedziałem się, że miejsce straceń czarownic w Grodzisku było dokładnie tu, gdzie dzisiaj stoi… mój dom.

Dystans i poczucie humoru to jedno, ale czy nie jest tak, że celowo chcesz sprowokować dyskusję wbijając szpilkę w niektóre tematy?

Oczywiście, przecież inaczej nie byłbym sobą! Po to pisze się książki, żeby ludzie o nich rozmawiali. Grodziszczanie będą mieli okazję spojrzeć na siebie z perspektywy trzeciej osoby. Wykorzystałem grodziskie anegdoty, które bawią nas od lat, wykorzystałem pewne znane osobistości, na bazie których stworzyłem nowe postaci i z tego zbudowałem zupełnie nową historię. Jednym z głównych bohaterów książki jest też nasza gwara. Nie od dziś wiadomo, że grodziszczanie posługują się najpoprawniejszą wersją języka polskiego – swoją. Jest też coś takiego jak współczesny słownik młodzieżowy. Pisząc tę książkę uświadomiłem sobie, jaki jestem stary! Ale to była świetna przygoda – jak skończyłem pisać to było mi żal żegnać się z tymi bohaterami. I dlatego chciałbym bardzo, żeby powstała druga część.

Historia jest pełna absurdów, dowcipu, ale finalnie chwyta za serce.

Zrobiłem to specjalnie. I co najważniejsze, od samego początku wiedziałem, jakie będzie zakończenie, bo wymyśliłem je jako pierwsze. Prawdziwa komedia powinna skłaniać do tego, żeby zastanowić się nad pewnymi sprawami i dlatego na samym końcu wrzucam czytelnika w głęboki dół przemyśleń i tam go zostawiam. To naprawdę wesoła opowieść o Grodzisku, ale ze wzruszającym finałem.

To chyba jedyna taka okazja, żeby kupić książkę w miejscu jej akcji?

Tak! Książka czeka w pawilonie (bo tak przecież mówi się u nas na sklep) przy ulicy Garbary. Poza tym można ją nabyć w księgarniach i w sieci. Jestem z niej naprawdę dumny, bo wyszedłem poza wiele schematów. Ludziom się wydaje, że jak piszesz książkę, to musisz trzymać się określonych reguł czy ram. Właśnie, że nie! Chodzi o to, żeby bawić się tą historią, bawić się językiem, stworzyć coś takiego, czego czytelnik jeszcze nie miał okazji mieć w swoich rękach. Według mnie to musi być skonstruowane w taki sposób, żeby zaskoczyć. I mam nadzieję, że mi się to udało.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na grodzisk.naszemiasto.pl Nasze Miasto