Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pan Jarosław w pożarze stracił sens życia. Na ratunek ruszyli sąsiedzi

Redakcja
Pan Jarosław z Wiardunek jest głuchy. W pożarze stracił szopę, w której naprawiał sąsiadom rowery i wykonywał drobne prace ślusarskie. Na ratunek ruszyli sąsiedzi.

Noc z 15 na 16 sierpnia na długie lata pozostanie w pamięci Pana Jarosława. Tej nocy niemalże w całej Wielkopolsce szalały burze. Na niebie malowały się pioruny. Zjawisko choć piękne, może być tez niezwykle niebezpieczne. Jedna z błyskawic uderzyła w budynek w Wiardunkach, niewielkiej miejscowości w powiecie obornickim.

- Huk był przerażający. Jeden z naszych sąsiadów, który lubi obserwować burze, wyszedł tej nocy przed swój dom. Gdy piorun uderzył, to wpadł do wiatrołapu - relacjonuje Mariusz Szymański, prezes OSP w Wiardunkach.

Piorun uderzył w budynek, który niemalże natychmiast zaczął się palić. Na miejsce wezwano straż pożarną. Druhowie szybko przystąpili do akcji ratunkowo-gaśniczej.

- Pierwsze zgłoszenie było takie, że pali się budynek mieszkalny. Na szczęście był to budynek gospodarczy - mówi Roman Trzęsimiech, sąsiad Pana Jarosława i radny gminy Ryczywół. - Jarek spał w budynku obok. Nie wiedział co się dzieje. Nie wiedzieliśmy jak sytuacja się rozwinie, dlatego konieczne było dostanie się do środka.

- Obeszliśmy dom dookoła. Na szczęście panowały upały, więc Jarek miał otwarte okno. Otworzyliśmy je i wszedłem do środka. Wiedziałem, że nie zareaguje na moje wołanie. Dlatego telefonem komórkowym oświetliłem sobie twarz i go szturchałem, aby się obudził - opowiada prezes OSP.

Gdy wyszli na zewnątrz oczom Pana Jarosława malowała się złota łuna ognia.

- Chciało mi się płakać, ale jednocześnie nie byłem w stanie nic z siebie wydobyć - relacjonuje mężczyzna.

Strażacy szybko poradzili sobie z pożarem. Ugasili ogień zanim rozprzestrzenił się on na kolejne budynki. Następnego dnia sąsiedzi Pana Jarosława oraz strażacy z OSP w Wiardunkach i Ryczywole skrzyknęli się, aby pomóc mu uporządkować teren.

- Było nas chyba z pięćdziesięciu. W pięć godzin uporządkowaliśmy całość. Spalił się dach, zniszczonych zostało kilka narzędzi - dodaje Roman Trzęsimiech.

Natomiast panie z rady sołeckiej i Koła Gospodyń Wiejskich przygotowały kawę i słodki poczęstunek.

Sąsiedzi pomagają Panu Jarosławowi

Pan Jarosław jest głuchy. Posługuje się językiem migowym. Mieszka sam w rodzinnym domu w Wiardunkach. Tam też spotkał się z prezes fundacji Pomocy Osobom Niesłyszącym TON, Euniką Lech, która tłumaczyła rozmowę z sąsiadami.

- Zależało nam na tym, aby Pan Jarosław samodzielnie zdecydował o swoim dalszym losie. Pojawił się pomysł, aby postawić mu tutaj blaszany garaż, jednak on bardzo chce, aby było tutaj jak dawniej, przed uderzeniem pioruna - mówi Roman Trzęsimiech.

- Pan Jarosław bardzo lubi spokój. Najlepiej czuje się we własnym domu. Chciałby, aby ten budynek gospodarczy wyglądał tak jak wcześniej, odbudowanie go ma dla niego bardzo duże znaczenie - twierdzi prezes fundacji TON.

Sąsiedzi bardzo chcą pomóc Panu Jarosławowi w odbudowaniu budynku. Założyli zrzutkę, na której zbierają środki na potrzebne materiały. Skontaktowali się już z lokalnymi przedsiębiorcami, którzy podjęliby się odbudowy budynku.

- Mamy deklaracje od przedsiębiorców, że nie policzą nam za robociznę. Konieczne jest jednak zakupienie materiałów budowlanych, a te sporo kosztują - dodaje Roman Trzęsimiech.

Koszt materiałów oszacowano na blisko 30 tys. zł. Mieszkańcy założyli zbiórkę, aby jak najszybciej zebrać potrzebną kwotę.

- Zależy nam na czasie. Idzie jesień, później zaczną się przymrozki. Jeśli woda, która wsiąkła w mury podczas akacji gaśniczej zamarznie, to budynek nie będzie się do niczego nadawał - dodają mieszkańcy Wiardunek.

Zbiórka prowadzona jest na portalu pomagamy.pl. Do tej pory zebrano ponad 3 tys. zł.

LINK DO ZBIÓRKI

Historia Pana Jarosława

Pan Jarosław nie słyszy od urodzenia. W wieku 8 lat rozpoczął naukę w ośrodku szkolno-wychowawczym dla osób niesłyszących w Poznaniu. Tam też nauczył się języka migowego.

- Jarek jest ode mnie młodszy. Wspólnie bawiliśmy się w dzieciństwie. Gdy podczas zabawy był za naszymi plecami, to nie reagował. Zaczęliśmy podejrzewać, że ma problemy ze słuchem - relacjonuje siostra mężczyzny, Mirosława Chmielewska.

Po ukończeniu szkoły, Pan Jarosław rozpoczął pracę w firmie Metalowiec w Poznaniu, gdzie wytwarzał produkty metalowe. W końcu postanowił jednak wrócić do rodzinnej miejscowości, gdzie zamieszkał z rodzicami. Jednak od ponad 20 lat, od śmierci rodziców, mieszka sam.

- Jarek jest bardzo dobrym gospodarzem. Na jego podwórku zawsze jest schludnie i czysto. Podobnie jak w domu. Bardzo dba o swoją posesję - mówi sąsiad mężczyzny.

Pan Jarosław jest bardzo dobrym sąsiadem.

- Dobrze się nam tutaj razem żyje. Wszyscy znamy Jarka i bardzo go cenimy. Zawsze jest skory do sąsiedzkiej pomocy - dodaje.

Mężczyzna jest złotą rączką. Żadnej pracy się nie boi, a wręcz przeciwnie chętnie się jej podejmie. W budynku, który spłonął sierpniowej nocy miał niewielki warsztat.

- To było jego miejsce na ziemi. Lubił tam spędzać czas. Wykonywał drobne prace ślusarskie, a także naprawiał rowery. Kiedyś robił tego więcej, dziś mniej. Jednak każdy z sąsiadów, gdy uszkodził swój jednoślad przychodził do Jarka - zapewnia Mariusz Szymański.

Rower też jest głównym środkiem transportu Pana Jarosława. Dojeżdża nim do pracy, do oddalonego o 8 kilometrów Ryczywołu.

- Bez względu na porę roku i panujące warunki atmosferyczne, on wsiada na rower i jedzie do pracy. Zawsze jest na czas - mówi sąsiad i kolega z pracy.

W swoim zakładzie pracy Pan Jarosław również jest bardzo lubiany. Nie ma także problemu z porozumiewaniem się.

- Świetnie wykonuje swoje obowiązki. Swoje stanowisko pracy ma zawsze uporządkowane - mówi. - Nauczyliśmy się już ze sobą żyć. Rozumiemy się doskonale. Gdy stanę naprzeciwko Jarka i powoli mówię, to on czyta z moich ust - wyjaśnia Szymański.

Mężczyzna może liczyć także na wsparcie rodziny.

- Jarek jest u nas stałym gościem. Codziennie po pracy przychodzi na obiad, a jak odpocznie jedzie do siebie do Wiardunek. To jest jego dom i tam czuje się najlepiej. Jednak razem spędzamy święta i wakacje, dbamy aby czuł się u nas dobrze - dodaje Pani Mirosława.

Pan Jarosław może liczyć na rodzinę także w załatwieniu spraw urzędowych, czy też umówieniu wizyty u lekarza.

Jedna wielka rodzina

Mieszkańcy Wiardunek żyją jak jedna wielka rodzina. Wszyscy wspierają Pana Jarosława, co zauważyli także przedstawiciele fundacji TON.

- Już na pierwszy rzut oka widać, że Jarosław czuje się tutaj bardzo dobrze - mówi Witold Taczkowski, który pochwalił zachowanie mieszkańców.

Życie z osobą niepełnosprawną nie jest najłatwiejsze. Wiele osób stroni od takiego kontaktu, aby nie robić sobie po prostu kłopotu.

- Mieszkańcy Wiardunek wykazują się bardzo dużą empatią. Ich zachowanie na każdym etapie pomocy Panu Jarosławowi jest niemalże wzorowe. Widać, że świetnie się rozumiecie i umiecie ze sobą współpracować - dodaje.

Mieszkańcy Wiardunek zadbali o komfort mężczyzny po tych traumatycznych wydarzeniach. Chcą, aby nadal żył wśród nich, darzył ciepłym uśmiechem i radością w oczach.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na oborniki.naszemiasto.pl Nasze Miasto