Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Grodzisk Wlkp. - Dramatyczna droga do porodu

Julia Szaferska
Hanna Toepler ze swoją córeczką Oleną
Hanna Toepler ze swoją córeczką Oleną JULIA SZAFERSKA
Prawie trzy kilometry grodziscy strażacy nieśli na noszach rodzącą kobietę z Czarnej Wsi, bo żaden samochód ratunkowy nie mógł do niej dojechać.

Dramat rozegrał się wczorajszej nocy. Tuż po północy Hanna Toepler zaczęła rodzić. Była w domu tylko z dorosłą córką Martą, która próbowała wywieźć matkę do szpitala własnym jeepem. Kobiety mieszkają na samym końcu Czarnej Wsi, gdzie błoto na drodze sięga kolan dorosłego człowieka. Marta zdołała ujechać zaledwie 100 metrów od domu, kiedy terenówka zawiesiła się w błocie. Kobiety próbowały dodzwonić się do sąsiadów we wsi, którzy mają ciężki sprzęt. Bez skutku.

- Mama zadzwoniła pod numer 112 - opowiada Marta. - Odezwała się straż pożarna. Powiedziałyśmy, jaka jest sytuacja. Strażacy postanowili wysłać po mamę wóz bojowy i zaalarmowali pogotowie. Czas mijał. Ciągle siedziałyśmy w samochodzie, mama miała już skurcze, gdy nagle zobaczyłyśmy trzech strażaków z łopatą. Jak ich zobaczyłam, byłam wściekła, bo przecież co oni zrobią tą jedną łopatą?

Przegrali z błotem

Okazało się, że wóz strażacki utknął w błocie na początku drogi. Niecałe trzy kilometry od ich domu. Strażacy wezwali na pomoc większy. Tym razem kobiety ucieszyły się, gdy zobaczyły światła alarmowe potężnego wozu. Jednak i to nie zakończyło gehenny pani Hanny. Kiedy już strażacy przenieśli ją do swojego auta i próbowali zawrócić, żeby zawieźć ją do szpitala, także ich wóz utknął po samą ramę w błocie. Rozpoczęła się dramatyczna walka z czasem. Liczyła się bowiem każda minuta, gdyż poród miał być pośladkowy, należało więc jak najszybciej dotrzeć do lecznicy.

- Strażacy próbowali wszystkiego, żeby uwolnić samochód - pompowali poduszki powietrzne, wylewali wodę ze zbiorników, chcieli nawet rozebrać szopkę z gospodarstwa obok, aby zdobyć drewno pod koła samochodu. Nic nie pomagało - mówi Marta.

- Kiedy zobaczyłem migające światła wozu strażackiego, domyśliłem się, że nasza sąsiadka pewnie rodzi. Pobiegłem zobaczyć, co się dzieje, bo samochód nie ruszał z miejsca - opowiada Dawid Jeżewski, który mieszka kilkaset metrów od domu pani Hani. - Pojawili się też inni sąsiedzi, ale nic nie mogliśmy zrobić. Wszyscy dzwonili, próbując obudzić tych, którzy mają ciężki sprzęt. Nie ukrywam, że gdyby wtedy pojawił się burmistrz Grodziska lub sołtys, to byłoby z nimi źle, ludzie byli tak zdenerwowani i wkurzeni.

Więcej w papierowym wydaniu Głosu Wielkopolskiego

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na grodzisk.naszemiasto.pl Nasze Miasto