Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ratownicy medyczni: Odpowiadamy za ludzkie życie, a jesteśmy traktowani jak maszyny

Anna Borowiak
Anna Borowiak
Tomasz Bolt/PolskaPress/zdjęcie ilustracyjne
Protest ratowników medycznych tli się w każdym mieście. I choć w powiecie grodziskim pogotowie pracuje bez zmian, a ciągłość dyżurów nie jest zagrożona, nie wiadomo czy sytuacja się nie zmieni. - W całym kraju ratownicy zatrudnieni na umowach cywilnoprawnych rezygnują, składają wypowiedzenia i karetki stoją. Jeśli nasza sytuacja się nie zmieni, będziemy zmuszeni zrezygnować z pracy - mówią ratownicy z Grodziska i ościennych powiatów, którzy zgodzili się anonimowo przedstawić sytuację, w której znaleźli się pracownicy "innych zawodów medycznych".

To oni najczęściej są pierwsi na miejscu wypadków, jeżdżą do pacjentów, których życie jest zagrożone. Do ich obowiązków należy przede wszystkim ocena zdrowia chorego, poszkodowanego, udzielenie mu pierwszej pomocy, a jeśli zachodzi taka konieczność, podtrzymywanie funkcji życiowych, również podczas transportu do szpitala. To bardzo odpowiedzialny zawód. Lecz wciąż nisko opłacany. I dlatego właśnie ratownicy medyczni protestują.

Nasi rozmówcy wyjaśniają, że w skali trzech powiatów na umowach cywilnoprawnych zatrudnionych jest około 75 osób. I choć w Grodzisku czy Nowym Tomyślu problemów z zapewnieniem ciągłości dyżurów nie było, to w sąsiednim Wolsztynie przez kilka dni szpitalny oddział ratunkowy był częściowo zamknięty. Na zwolnieniach lekarskich przebywało kilkunastu ratowników.

- W przeciągu ostatniego miesiąca nie było sytuacji, żeby ktoś zrezygnował całkowicie z pracy. Były jednak takie, gdzie niektóre osoby ograniczyły dyżury bądź zmuszone były z uwagi na sytuację zdrowotną skorzystać z zwolnień lekarskich. Jeśli chodzi o zapewnienie ciągłości dyżurów nie zdarzyło się, żeby któryś z zespołów ratownictwa medycznego nie wyjechał z powodu braku obsady- mówią.

Jednocześnie przyznają, że to tylko dzięki temu, że w okresie letnim wszyscy ci, którzy nie przebywają na urlopie, uzupełniają luki w dyżurach kolegów. Żeby utrzymać ciągłość, ratownicy pracują ponad swoje siły.

Problem widoczny jest w całym kraju. Jak uważają nasi rozmówcy, system nie tylko ratownictwa medycznego, ale całej ochrony zdrowia, wymaga gruntowych zmian.

- Doszło do sytuacji, w której praca na umowach cywilnoprawnych z uwagi na niskie stawki i liczne obciążenia związane z składkami ZUS i wszelkimi kosztami związanymi prowadzeniem działalności gospodarczej w wymiarze godzin etatowych oscyluje w okolicy najniższej krajowej- wyjaśniają.

W całym kraju toczą się rozmowy i negocjacje związane z poprawą sytuacji ratowników medycznych zatrudnionych na umowach cywilnoprawnych. Ratownicy chcą wzrostu wynagrodzeń, ale także nowelizacji ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym. Jak podkreślają, w szczycie pandemii nazywani byli bohaterami ratującymi życie, a teraz ich niskie wynagrodzenia są dla wielu tematem, z którym nie wiadomo co zrobić.

- Dyrektorzy szpitali twierdzą, że brak jest środków finansowych na spełnienie wymagań ratowników medycznych i że jedynie zwiększenie centralne finansowania może tą sytuację zmienić. Zarówno ratownicy z powiatu grodziskiego, nowotomyskiego czy wolsztyńskiego są już po rozmowach z dyrektorami poszczególnych placówek, jednakże na dzień dzisiejszy nie doszło do porozumienia z żadnym z dyrektorów- mówi jeden z naszych rozmówców.

Jak dodaje, rozmowy będą toczyć się dalej w najbliższym czasie. Z kolei 11 września ma odbyć się ogólnopolski protest.

- Na pewno weźmiemy w nim udział z nadzieją na poprawę sytuacji, jednakże jeśli do końca września nasza sytuacja się nie zmieni, większość z nas wzorem ratowników medycznych z innych miast złoży wypowiedzenia umów cywilnoprawnych. Nie będziemy brali urlopów czy zwolnień lekarskich - po prostu zrezygnujemy z pracy - zapowiadają.

Nasi rozmówcy przyznają, że dziś nie widzą innego wyjścia. Jak wskazują, zarówno rozmowy na szczeblu centralnym, jak i rozmowy z dysponentami w poszczególnych powiatach, nie przynoszą efektu w postaci spełnienia ich postulatów.

Jeszcze kilka miesięcy temu byli bohaterami, a ich pracę oklaskiwaliśmy z balkonów. Dziś ludzie, którzy każdego dnia walczą o nasze zdrowie i życie, walczą o ludzkie warunki pracy. Ratownicy przyznają, że w dobie zbliżającej się kolejnej fali zakażeń Covid-19, ich odejście z pracy może mieć katastrofalne skutki.

- Ten system, szczególnie w dobie pandemii, utrzymał się tylko dlatego, że wszyscy pracownicy ochrony zdrowia pracowali ponad normę, kosztem swojego zdrowia, kosztem naszych rodzin dzieci. To dotyczy wszystkich - od lekarzy, ratowników, pielęgniarek po położne i wszystkich innych pracowników. Boli nas to, że mimo wysokich wymagań i potężnej odpowiedzialności traktowani jesteśmy jak maszyny, które mają wykonać pracę jak najniższym kosztem. W swoich rękach mamy życie pacjentów od tych najmłodszych do tych najstarszych.

Ratownicy zgodnie przyznają, że ich sytuacja jest trudna. Choć każdy, kto wybiera ten zawód, musi liczyć się z obciążeniami fizycznymi i psychicznymi - nasi rozmówcy wskazują, że mają już dość.

- Przeżyliśmy różne momenty w naszej pracy. Każdy wybrał ten zawód poniekąd z pasji i zamiłowania, potrzeby ratowania drugiego człowieka. Nie może jednak być tak, że wyceniane jest to na poziomie najniższej krajowej. Odpowiadamy za zdrowie i życie ludzi. I o tym trzeba pamiętać.


Widzisz wypadek? Coś cię zaniepokoiło? Chcesz się czymś pochwalić?

Pisz do nas na: [email protected]
lub zostaw nam wiadomość na facebooku

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na grodzisk.naszemiasto.pl Nasze Miasto