Wszystko zaczęło się od marzeń o spędzeniu kilku dni z dala od zgiełku, w miejscu, w którym będzie jedynie natura. Tak, by najlepiej ominąć szlaki i zobaczyć okolice, do których nie docierają turyści. -Trafiłem na jednym z portali społecznościowych na ogłoszenie o organizowanej wyprawie, której celem było Hammastunturi Wilderness Area w Finlandii. O takiej podróży marzyłem od zawsze, więc postanowiłem zgłosić się do Marcina, który był pomysłodawcą- mówi nasz rozmówca.
Po miesięcznych przygotowaniach wszystko udało się dopiąć na ostatni guzik. Za koło podbiegunowe wyruszyło jeszcze trzech ochotników. Podróżnicy spotkali się na lotnisku w Helsinkach, skąd drugim samolotem wyruszyli do Ivalo- najbardziej wysuniętego na północ lotniska w Finlandii. Stamtąd dojechali do celu swojej podróży i rozpoczęli pieszą wędrówkę po niesamowitych terenach.-Już pierwszego dnia spotkało nas wielkie rozczarowanie. Rzeka nie pozwalała nam przejść na drugą stronę, nadrobiliśmy kilka kilometrów w poszukiwaniu mostu. Dopiero wtedy dotarliśmy do pierwszego punktu na mapie naszej wyprawy- relacjonuje.
Mimo trudnych warunków pogodowych, zaskakującego zróżnicowania terenu i ogromnego wysiłku, który włożyli w pokonanie dodatkowej trasy, nie zamierzali odpuścić. - Trzeciego dnia dotarliśmy do chaty poszukiwaczy złota. Poznaliśmy Fina, który opowiedział nam niesamowite historie. W zamian za poświęcony nam czas, pomogliśmy mu wykopać kilka kruszynek. Było to dla nas niezwykłe przeżycie- dodaje.
Wędrowali w dół rzeki . Ich każdy dzień wiązał się z pokonaniem kilkunastu kilometrów wyłącznie pieszo. Po drodze mieli możliwość obcowania z przyrodą i zaznania spokoju pustych terenów. Decyzja o zboczeniu z turystycznych szlaków wiązała się z koniecznością trudnych przepraw przez rwące rzeki i potoki. -Każdego dnia byliśmy coraz bardziej zmęczeni. Najbardziej wykańczał nas ciągły dzień polarny, przez który mieliśmy duże problemy z zasypianiem. Przychodził środek nocy, ale tylko na naszych zegarkach... Słońce wciąż górowało na niebie- mówił opowiada A. Kierlewicz.
Trasa, którą wybrali podróżnicy była niezwykle wymagająca. Tereny zmieniały się z bagnistych w bardzo skaliste. Najtrudniejsze były jednak zbocza gór, na które należało się wspiąć. Śliskie i kruche kamienie nie rozpieszczały... Każde przejście wiązało się z ryzykiem wpadnięcia do wody i utraty całego ekwipunku. Nie pomagał również fakt, że z tyłu głowy wciąż tkwiła im myśl, że znajdują się kilka dni wędrówki od miejsca, w którym mogliby znaleźć jakąkolwiek pomoc. Każdy krok należało wyważyć i wciąż pozostawać w pełnym skupieniu.
Nie zawsze to się udawało... Kontuzje na szczęście nie wykluczyły nikogo z dalszej wędrówki. -Najgorszy był ból pleców związany z całodziennym noszeniem ciężkiego plecaka. Na trasie spędzaliśmy około ośmiu godzin dziennie. Bagaż cały czas nam towarzyszył. Mieliśmy przy sobie wszystko- od jedzenia, przez ubrania, namioty i niezbędne wyposażenie- dodaje.
Każdy z uczestników wyprawy był mentalnie i fizycznie przygotowany na ciężkie warunki. Była to dla nich wielka przygoda, połączona z poznawaniem niezwykłych terenów. Fauna Finlandii jest bardzo bogata i obecność człowieka nie wywarła na świat zwierząt negatywnego wpływu tak jak w wielu innych krajach świata. Dzięki temu podróżnicy mogli podziwiać między innymi stada reniferów i zające polarne.
Andrzej Kierlewicz od zawsze był sympatykiem wędrówek. Była to jednak pierwsza tak ekstremalna wyprawa w jego życiu. -Daleka północ fascynowała mnie od zawsze. Już w dzieciństwie czytałem książki podróżnicze, szukałem opowieści o wyprawach w tamtym kierunku. Ta podróż była spełnieniem moich marzeń. Najbardziej zapamiętam ciszę... Czasami była wręcz przerażająca. To jest to, czego my nie możemy tutaj uświadczyć. Spędziliśmy kilka dni na terenie nieskażonym przez człowieka- słyszymy. - Przez cały czas obawialiśmy się konfrontacji z drapieżnikami. Był to ten okres, kiedy niedźwiedzie wybudzają się ze snu zimowego. Bardzo dbaliśmy o to, by nigdzie nie zostawić po sobie żadnego śladu. Jednak mam wrażenie, że na pewnym odcinku trasy słyszałem łamiące się za nami krzewy…
Podróż za koło podbiegunowe to ogromne wyzwanie. Wymaga wiele odwagi, której z pewnością nie brakuje naszemu bohaterowi. Na co dzień jest mężem, wychowuje dwuletniego Stasia, który być może kiedyś pójdzie w ślady taty. Rodzinnie prowadzą ekologiczne gospodarstwo . Pan Andrzej zajmuje się również kowalstwem artystycznym oraz konserwowaniem zabytków.
Zdradził nam również, że to z pewnością nie ostatnia taka podróż. W przyszłym roku zamierza zdobyć rosyjską tajgę.
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?